Friendzone Home Wikia
Advertisement

Jesteś dużo romantyczniejszy, niż myślałam[]

Od trzęsienia ziemi minął tydzień. Życie powoli wracało do normy. Wiele budynków wymagało odbudowy, a drogi były nieprzejezdne z powodu ogromnych szczelin. Jednak prace nad tym postępowały i było coraz lepiej, a przy okazji wiele miejsc zostało odnowionych.

Marinette i Adrien przechadzali się, obserwując coś, co można było nazwać drugimi narodzinami Paryża. Wszystko było takie samo, mimo że tyle się zmieniło.

Słońce przyjemnie ogrzewało ich plecy. Wiosna zaczęła się w tym roku wyjątkowo wcześnie. Wszystko było zielone, a drzewa kwitły, przyozdobione różnymi kolorami.

Przez ostatnie siedem dni codziennie niespokojnie obserwowali okolicę, ale Maldenuit jeszcze się nie pokazał. Każdy dzień spędzali na zamartwianiu się i zastanawianiu, ile jeszcze czasu im zostało. Powoli zaczynali mieć tego dość, więc postanowili pójść na spacer. Cieszyli się swoją obecnością w ciszy. To było coś, czego dawno nie słyszeli, bo Lisice kręciły się wszędzie i zawsze były strasznie gadatliwe, ale pojechały na wycieczkę klasową i wreszcie mieli trochę spokoju. Remi też gdzieś się zmył, a chwilowo nikt nie potrzebował superbohaterów, więc zwyczajnie zrobili sobie wolne. Czuli zbliżającą się wojnę i nie byli pewni jej wyniku. Postanowili żyć chwilą. Przeszli się po zabytkach miasta, kupując pamiątki i nawet nie wiedząc, po co, skoro mieszkali tam od zawsze. Przymierzyli wszystkie okulary przeciwsłoneczne, jakie znaleźli w każdym mijanym sklepie. Poszli do parku, gdzie moczyli nogi w chłodnej wodzie z marmurowej fontanny, zajadając lody. Rozłożyli koc na trawie pod rozłożystym drzewem i leżeli obserwując delikatne, kołysane na wietrze liście. Marinette z głową na jego torsie oglądała trawę w takim samym kolorze jak jego oczy. Adrien z kolei nie zwracał uwagi na to, co go otaczało. Liczyła się tylko ona. Jej piękne niebieskie oczy i włosy, którymi się bawił. W słońcu wydawały się granatowe, jak nocne niebo usiane gwiazdami.

Spędzili tak całe przedpołudnie, trwając w błogiej ciszy. Czasem milczenie wyraża więcej niż jakiekolwiek słowa. A jeszcze, gdy można pomilczeć z ukochaną osobą...

Po południu postanowili przejść się coś zjeść. Doszli do małej knajpki. W środku było mnóstwo małych stolików z ciemnego drewna. Ku ich zdziwieniu przy jednym z nich zobaczyli Nino i Alyę. Przeglądali menu, najwyraźniej czekając, aż ktoś przyjmie zamówienie. Oboje na widok Adriena i Marinette się rozpromienili. Chłopcy połączyli dwa stoliki i chwilę potem siedzieli już we czwórkę.

- Właściwie to od kiedy wy się razem włóczycie? - zapytał Nino podejrzliwie.

- Odkąd jesteśmy parą - odparł Adrien spokojnie. Alya wytrzeszczyła oczy i upuściła łyżeczkę, która z metalicznym brzdęknięciem upadła na blat.

- Jesteście parą?! - wykrzyknęła tak głośno, że parę zdziwionych spojrzeń padło na nią. Uśmiechnęła się do innych klientów przepraszająco i powtórzyła ciszej - Jesteście parą?

- Tak, od niedawna - odpowiedziała niebieskooka, ukrywając rozbawienie. Szatynka w pół milisekundy wyciągnęła z torby telefon.

- To świetny materiał na bloga - stwierdziła - "Sławny model spotyka się z przewodniczącą naszej klasy" - przesunęła ręką w powietrzu, wyobrażając sobie ten nagłówek. Przechyliła się przez stół i przytuliła przyjaciółkę - Tak się cieszę.

- Dzięki - Marinette oddała uścisk.

- Czyli, że mamy podwójną randkę! - ucieszyła się Alya, siadając z powrotem na miejsce. Oni najwyraźniej też chcieli spędzić calusieńki dzień tylko w swoim towarzystwie.

Najpierw postanowili zjeść obiad. Okazało się, że jedzenie mają tam naprawdę smaczne. To wyjaśniało, dlaczego było tam tak wiele osób. Jednak oni też najpierw musieli znaleźć to miejsce.

Z zewnątrz restauracyjka prezentowała się bardzo niepozornie i wiele osób zwyczajnie jej nie zauważało. Marinette i Adrien też prawie ją przeoczyli. Na początku zmierzali do jakiegoś bardziej znanego miejsca, ale dostrzegli właśnie to. Uznali, że skoro dzisiaj idą na całość, to zajrzą też tutaj i okazało się, że to nie był błąd. Nie dość, że spotkali przyjaciół, z którymi zawsze dobrze się bawili, to jedzenie było wręcz nieziemskie. Jedząc przepyszny obiad, żałowali, że nie trafili tam wcześniej. Rozmawiali o wszystkim i o niczym.

Spędzili tak około półtorej godziny, po czym znów zanurzyli się w blasku słońca. Nie chcąc sobie wzajemnie przeszkadzać, rozdzielili się i każda z par poszła w inną stronę. Adrien i Marinette wrócili do parku, gdzie ponownie ułożyli się na kolorowym kocu. Było im razem tak dobrze.

W pewnym momencie dziewczyna przerwała ciszę.

- Adrien? Mam pytanie.

- Zamieniam się w słuch - odparł, nie przerywając zabawy jej włosami.

- Dlaczego mnie kochasz? - zapytała, siadając - Wcześniej się pokłóciliśmy. Byłam głupia i uwierzyłam Kameleonowi. Zniszczyłam twoje miraculum... - urwała - Wszystko wróciło do normy, ale wtedy ty ani na chwilę nie przestałeś mnie ko... ?

- Nie - odpowiedział, zanim dokończyła - I nigdy nie przestanę - odgarnął jej włosy i delikatnie pocałował w czoło - Wiesz dlaczego? Bo kocham cię bez żadnych warunków. Całą jak leci. Ze wszystkimi zaletami i wadami.

- Jesteś dużo romantyczniejszy, niż myślałam - zaśmiała się - Nie sądziłam, że ktoś mnie będzie kochał taką, jaka jestem - spuściła wzrok.

- Nie ma ludzi idealnych. Nawet wiem dlaczego - poruszył brwiami, co wywołało u niej śmiech.

- No dlaczego, panie filozof?

- Bo każdy ma inne pojęcie ideału - powiedział, obejmując ją ramieniem - A ty jesteś tym moim.

Przytulili się do siebie.

- I nawzajem - szepnęła mu do ucha.

Niedługo potem pozbierali się z parku i poszli do wesołego miasteczka. Ze względu na to, że był środek dnia, to lampki ozdobne nie świeciły, ale po zmroku było tam naprawdę pięknie. Jednak nie znaczyło to, że kiedy jest jasno, to miejsce wygląda gorzej. Wręcz przeciwnie. Ogromne karuzele były poustawiane w odpowiednich odległościach od siebie, a pomiędzy nimi roiło się od małych budek z jedzeniem. Na każdym kroku ktoś proponował im precle, popcorn i tym podobne przekąski.

Wkrótce dotarli do centrum, gdzie znajdowała się największa duma wesołego miasteczka. Ogromny, kolorowy rollercoaster piętrzył się nad innymi atrakcjami, jakby wołał, żeby wsiąść do jednego z wagoników, z czego każdy był stylizowany na charakterystycznego chińskiego smoka. Na jego widok Adrienowi zaświeciły się oczy, a Marinette spróbowała się cicho ulotnić, ale na nic się to nie zdało. Chłopak, nie zważając na jej protesty, zaprowadził ją do wagonika.

Radosne krzyki i wiatr uderzający w ich twarze. Kolejka brnęła przez zawijasy i pętle, by potem wysadzić ich tam, gdzie wsiedli. Dziewczyna szczęśliwa wyskoczyła na platformę.

- Ale jazda! - zawołała - Ja chcę jeszcze raz! - odwróciła się do niego i o mało nie wybuchnęła śmiechem. Adrien lekko się zataczając, doczłapał do barierki. Przytrzymał się jej lekko zielony na twarzy, powstrzymując obiad, który zjedli dwie godziny temu.

- A ja mam dość- wymamrotał zmarnowany. Po tym nie mogła się już powstrzymać i zaczęła się śmiać. Na początku obserwował ją lekko zły, ale kiedy wsłuchał się w ten cudowny dźwięk i zobaczył radość na jej twarzy, sam nie mógł się powstrzymać i dołączył do niej.

W tamtej chwili byli pewni, że nic nie zepsuje tego dnia.

Advertisement